Termin obozu: 29.08-07.09.2011
Miejsce: Rejon Hali Gąsienicowej, Tatry, Zakopane
Cel: Założenie osnowy geodezyjnej w rejonie Hali Gąsienicowej metodami klasyczną i statyczna GPS oraz skaning laserowy Hali i krzyża na Giewoncie
Lista studentów biorących udział w obozie:
Aleksandra Ćwikła
Aleksandra Dziadosz
Magdalena Szymańska
Magdalena Hanszke
Wacław Szafranek
Rafał Pasek
Łukasz Czarnecki
Po ostatniej wyprawie z 2008 roku Koło Naukowe Geodetów „Dahlta” postanowiło w tym roku znów zorganizować obóz naukowy „TATRY 2011”. Przez 10 dni siedmioro studentów z KNG „Dahlta”, pod opieką i kierownictwem dr inż. Władysława Borowca oraz mgr inż. Rafała Kocierza, przeżyje fantastyczną górsko-pomiarowa przygodę, doświadczając geodezji ekstremalnej – najwyższej w Polsce. W ramach swojej pracy studenci planują wykonywać:
– dokończenie klasycznego pomiaru osnowy na Hali Gąsienicowej oraz pomiar całej osnowy za pomocą GPS,
– zastabilizowanie 2 punktów w Kotlinie Świnickiej służących do skaningu lub innych pomiarów,
– skaning wybranych elementów na Hali Gąsienicowej (np. stożka piargowego za Zielonym Stawem lub w Kotlinie Śwnickiej),
– skaning krzyża na Giewoncie.
Chcielibyśmy aby współpraca z Tatrzańskim Parkiem Narodowym oraz naszymi opiekunami od tego roku była regularna i kontynuowana każdego roku tak, aby jak najwięcej studentów mogło poznać realia pomiarów w górach oraz przeżyć niezapomnianą przygodę.
Inicjatorkami tegorocznego obozu są studentki należące do naszego koła, Aleksandra Ćwikła i Aleksandra Dziadosz.
Bardzo dziękujemy także naszym opiekunom, a także wszystkim, którzy przyczynili się do naszego wyjazdu, w szczególności:
Panu Sławomirowi Mikrutowi, prezesowi firmy InvestGIS,
Panu Józefowi Śliżowi, właścicielowi firmy geodezyjno-kartograficznej z Ustronia,
miesięcznikowi Geodeta oraz Geoforum,
Wydziałowi GGiIŚ.
Dzień pierwszy 29.08.2011r. – poniedziałek
Rano: obóz rozpoczęliśmy przy budynku dyrekcji TPN w okolicach dolnej stacji kolejki linowej na Kasprowy Wierch. Po zbiórce i rozlokowaniu prowiantu w plecakach, z uśmiechem na ustach i przy pięknej pogodzie, wyruszyliśmy na spotkanie górskiej przygody. Niebieskim szlakiem, lekko zdemotywowani tempem narzuconym przez dwie Ole, dostaliśmy się na Halę Gąsienicową w okolice schroniska Murowaniec, gdzie znajduje się nasza baza wypadowa. Tu zakwaterowaliśmy się i zjedliśmy pyszne drugie śniadanie.
Po południu: najedzeni i po sjeście z chęcią poznawania terenu oraz miłego spędzania czasu wybraliśmy się na wycieczkę. Naszym celem był Kościelec (2155 m n.p.m.). Mimo znacznej trudności szlaku udało nam się zdobyć szczyt, gdzie nawet niskie i gęste chmury nie przeszkodziły nam w podziwianiu przepięknych tatrzańskich panoram. Wycieczka minęła nam na ciekawych rozmowach w luźnej atmosferze co pozytywnie wpłynęło na integrację grupy.
Wieczór: po powrocie ze szlaku dziewczyny ochoczo zabrały się za pichcenie obiadku (dziś był to makaron z sosem węgierskim à la Ole). Po posiłku nadszedł czas na to, co wszystkie niedźwiadki lubią najbardziej- integracja.
Dzień drugi 30.08.2011r.- wtorek
Rano: mimo odwiedzin leśnego kolegi, który dawał o sobie znać nieśmiałym drapaniem w ścianę naszej chatki, noc minęła nam spokojnie. Skoro świt Ola D. wyruszyła do Zakopanego celem uzupełnienia zapasów pieczywa oraz aby spotkać Pana Kierowcę, który przywiózł nam sprzęt i resztę prowiantu. Reszta grupy w tym czasie zdążyła zrobić śniadanie, ciepłą herbatkę oraz kanapki na wyjście w teren. Czekając na przyjazd sprzętu podzieliliśmy się na cztery zespoły pomiarowe oraz opracowaliśmy optymalny wg nas harmonogram pomiarów, tak aby gdy tylko przyjedzie transport móc wyruszyć w teren. Jeden statyw ustawiony został na punkcie 101 (na przełęczy Karb), który dodatkowo został zastabilizowany, drugi na punkcie 100. Dwa pozostałe miały służyć zamiennie pod lustro oraz tachimetr.
Po południu: : w czasie gdy dwie ekipy szły na punkty 100 i 101 wykonaliśmy pomiar wektora 102-103 przy długości sesji pomiarowej 40 minut. Następnie przystąpiliśmy do pomiaru tachimetrycznego. Zmierzyliśmy długości i kierunki czterech stanowisk w dwóch położeniach lunety, w dwóch seriach.
Wieczór: prace zakończyliśmy około godziny 19:00. Dzięki Magdom, które wykazały się wręcz matczyną o nas troską, po powrocie do Gawry czekały na nas gorąca herbata lub kawa, każdemu według upodobań oraz przepyszny żurek (z proszku) z kiełbasą (kabanos). Gdy wszyscy zaspokoili już swoje wilcze apetyty podjęliśmy najważniejszą decyzję dzisiejszego dnia – PRYSZNIC! Po ciężkim dniu i zmiennej pogodzie (choć całe szczęście, mimo prognoz nie padało) był on dla nas jak powiew zefiru na twarzy strudzonego wędrowca. Resztę wieczoru spędziliśmy na integracji poprzedzonej wysprzątaniem calusieńkiej Gawry.
Dzień trzeci 31.08.2011r.- środa
Rano: dziś pobudka zagrała o 6:30. Zwyczajowo po śniadaniu oraz symbolicznej toalecie porannej przystąpiliśmy do opracowania planu działania. Znów podzieliliśmy się na cztery grupy, ale dokonaliśmy małego przetasowania celem zwiększenia różnorodności obozowych wspomnień. Grupa 1 w składzie Pan mgr inż. Rafał Kocierz i Ola D. udali się na Kasprowy Wierch. Rafał z Magdą Sz. Udali się w rejon Zadniego Stawu Gąsienicowego celem stabilizacji dwóch nowych punktów. Wacek oraz Magda H. udali się na punkt 100 skąd mieli pomierzyć kąty oraz kierunki na wszystkie widoczne punkty osnowy, natomiast Ola Ć. i Łukaszowi przypadła w udziale obsługa ruchomego pryzmatu.
Po południu: Każdej grupie dzień minął w niepowtarzalny sposób. Ola i Pan Kocierz bujali w obłokach (dosłownie), Wacek i Magda kilka razy wpadli, oczywiście do dziury przedzierając się przez kosówkę, Rafał z Magdą przez 3 godziny pochłonięci byli ekstremalnym sportem, którym jest spitowanie, Ola Ć. starała się zdetronizować etiopskich maratończyków kursując na trasie Gawra – przełęcz Karb z regularnością tramwaju linii 4, a tylko Łukasz rozmawiał przez sen z grupką geodetów. Mimo to udało się wykonać plan przed czasem. Mając jeszcze kilka godzin do zachodu słońca przystąpiliśmy do poszukiwań punktów osnowy fotogrametrycznej w okolicy Zielonego Stawu.
Wieczór: Znaleziony Punt nad Zielonym Stawem (107) oraz punkt 104 zmierzyliśmy ze stanowiska 102. Niestety nie udało nam się zmierzyć repera Makowskiej na Hali. Plany pokrzyżowały szybko schodzące chmury oraz zachód słońca, który zaskoczył wszystkich. Na kolację raczyliśmy się klopsikami oraz ogórkiem konserwowym na zagrychę. Dzień zakończyliśmy zgraniem obserwacji z instrumentu i wstępnym ich opracowaniem.
Dzień czwarty 1.09.2011r. – czwartek
Rano: dzisiejszy dzień zaczął się nietypowo. Wieczór wcześniej podjęliśmy decyzję o podziale na dwie grupy zadaniowe. Grupa pierwsza w składzie: Wacek, Magdy i Pan Kocierz mieli pomóc Panu Jakubowi Koleckiemu przy fotogrametrycznym opracowaniu Grzęd w pobliżu Zielonego Stawu na potrzeby jego pracy doktorskiej. Druga grupa (Ole, Łukasz i Rafał) mieli zająć się pomiarem sieci metodą pomiaru statycznego GPS. Grupa pierwsza musiała niestety wcześniej wstać. Koniec końców wszyscy jednak wstali mniej więcej o tej samej porze. Po zjedzeniu śniadania rozeszliśmy się każdy na z góry upatrzone stanowiska.
Po południu: : podczas gdy grupa GPS-owa prześcigała się wzajemnie w wymyślaniu finezyjnych sposobów jak najefektywniejszego zabicia czasu podczas godzinnych sesji pomiarowych, grupa fotogrametryczna mierzyła i orientowała fotopunkty. Następnie grupa GPS mierzyła kolejne punkty a reszta czekając na zwolnienie stanowiska 103 wybrała się na wycieczkę na Kasprowy Wierch. Po powrocie ze szczytu dokonali pomiaru tachimetrycznego dwóch brakujących reperów Pani Makowskiej (w tle nadal trwał pomiar GPS). Umierając z nudów Ola Ć. i Rafał podjęli decyzję o zejściu do Kuźnic celem ponownego uzupełnienia zapasów pieczywa.
Wieczór: Po zakończeniu pomiaru tachimetrycznego Magdy zeszły do Gawry, gdzie przyrządziły pyszny bigos na żywym ogniu rozpalonym przez naszego prywatnego Prometeusza – Wacka, następnie wzięli prysznic w Murowańcu i ciepłą herbatką przywitali eskapadę sklepową. Wtedy zakończyła się ostatnia sesja GPS. Gdy dawno po zachodzie słońca Łukasz, Ola D. i Pan Kocierz wreszcie dotarli do naszej chatki zasiedliśmy do obiadku, a po nim spóźnialscy poszli do schroniska nadrobić higieniczne zaległości. Resztę wieczora spędziliśmy na kameralnym opracowaniu wyników z GPS oraz integracji :D. Dziś za zostawienie w kuchni pasty do zębów, naganę dostał Łukasz.
Dzień piąty 2.09.2011r. – piątek
Rano: kolejny dzień przywitaliśmy wypoczęci i radośni. Zaopatrzeni w pokłady fosforu i innych dobrodziejstw dostarczonych przez paprykarz szczeciński wyruszyliśmy w teren. Dziś znów mieliśmy przeprowadzić pomiar metodami GPS i klasyczną. Wacek, Rafał, Łukasz i Pan Kocierz zajęli się GPSem, natomiast zadaniem dziewczyn była stabilizacja nowego punku 109 oraz pomiar klasyczny punktów zastabilizowanych w obrębie Zadniego Stawu Gąsienicowego, które docelowo mają służyć jako nawiązanie dla skaningu laserowego tamtego terenu.
Po południu i wieczorem: Pomiar przebiegł dziś bez większych problemów. Dodatkowo Rafał i Łukasz jako niemal ostatni przeszli chrzest bojowy udając się na punkt 100. Po powrocie z pomiarów zajęliśmy się przygotowaniem obiadu. Niestety szybko się okazało, że zapasy gazu w butli są na wyczerpaniu, postanowiliśmy więc napalić w piecu. Pierwsza próba wzniecenia ognia skończyła się jednak zadymieniem całego pomieszczenia – tak, jedna wielka zadyma. Wszystko to było winą przytkanego przewodu kominowego, jednak sprawna i szybka reakcja Łukasza i Wacka (ride zdjęcia) pozwoliła rozpalić ogień i ugotować obiad, za co obaj dostają sprawność kominiarza. Reszta wieczoru upłynęła pod znakiem opracowań kameralnych, szybko jednak wymęczeni i zmarnowani po ciężkim dniu poszliśmy spać.
Dzień szósty 3.09.2011r. – sobota
Rano i po południu: Dziś obudziliśmy się ze świadomością, że właśnie zaczął się ostatni dzień pomiarów sieci. Znów miały to być zarówno pomiary klasyczne jak i GPS. Pan Kocierz, Ola Ć i Magda H. uzupełniali brakujące wektory przy pomiarze GPS. Rafał, Wacek oraz Magda Sz. mieli zająć się pomiarem klasycznym, konkretnie dowiązaniem kątowo-liniowym naszej osnowy poprzez punkt PTŚN, a tłumacząc na nasze: punkt znajdujący się na taternickim wierzchołku Świnicy, na który ryzykując zdrowie, udali się Ola D. oraz Łukasz. Jednak z racji, że dotarcie na Świnicę miało zająć w przybliżeniu 2,5 godziny, dzielna obsługa tachimetru postanowiła zmierzyć się z formalną stroną naszego obozu. Mianowice podjęli równie ryzykowną jak wdrapanie się na Świnicę, próbę rozpoczęcia pisania operatu. Całe szczęście dla nich, Ola i Łukasz dotarli na miejsce troszeczkę wcześniej niż było to planowane i można było rozpocząć pomiar. Zarówno pomiar klasyczny jak i GPS przebiegały sprawnie i bez problemu, tylko ekipy GPS umierały jak to zwykle z nudów, a ekspedycja górska smażyła się na gołej skale przy prawie bezchmurnej pogodzie. Pod koniec dnia niestety dowiedzieliśmy się, że dwa punkty które zastabilizowaliśmy nad Zadnim Stawem są troszeczkę za nisko, ale to naprawimy w poniedziałek.
Wieczór: po zakończeniu pomiarów wszyscy wróciliśmy do Gawry, gdzie tym razem były na obiad zupki chińskie typu VIFON i suchy chleb (HAŃBA!!!). Na szczęście po cieplutkim prysznicu i zgraniu plików obserwacyjnych, przy okazji kolejnego już Wieczorka integracyjno-filmowego dokonała się rehabilitacja, gdy do zimnego złocistego nektaru chmielowego zostały dołączone przepyszne kanapki.
Dzień siódmy 4.09.2011r. – niedziela
Rano po południu i wieczór: W końcu nadeszła niedziela, dzień w którym mieliśmy zaznać troszeczkę relaksu i odpoczynku od codziennych pomiarów. Zamiast przesiedzieć cały dzień na tyłkach smażąc się w tatrzańskim słońcu wybraliśmy bardziej aktywną formę wypoczynku. Wyruszyliśmy na wycieczkę, ale nie byle jaką wycieczkę! Podjęliśmy wyzwanie i zdecydowaliśmy się na najtrudniejszy udostępniony szlak w polskich górach. Z Gawry wyszliśmy około godziny 8:30 i skierowaliśmy nasze kroki na przełęcz Zawrat. Już samo dojście na przełęcz, gdzie zaczyna się odcinek czerwonego szlaku znanego bardziej jako Orla Perć, było całkiem męczące i dało nam przedsmak tego co nas czeka. Z przełęczy skierowaliśmy się na wschód, w kierunku Koziego Wierchu. Potem, już troszeczkę łagodniejszym fragmentem dotarliśmy na Skrajny Granat skąd prowadzi żółty szlak do Murowańca. Tutaj niestety musieliśmy pożegnać się z Panem Rafałem Kocierzem, który przez ostatni tydzień był naszym opiekunem, a teraz był zmuszony wcześniej wrócić do grodu Kraka. Smutni z powodu rozstania, ale jednak gonieni przez nieubłagany czas, a wspierani ambicją, postanowiliśmy zaatakować trzeci i ostatni odcinek Perci – z Granatów na Przełęcz Krzyżne. Ten fragment okazał się jednak dla nas najtrudniejszy, a to za sprawą zmęczenia, które zaczęło się dawać nam we znaki. Z przełęczy Krzyżne już stosunkowo łagodnym, a nawet miejscami płaskim, żółtym szlakiem, pędzeni wizją ciepłego posiłku dotarliśmy do schroniska Murowaniec. Tu głodni niczym niedźwiedzie spałaszowaliśmy prawie z talerzami pyszny dwudaniowy obiadek. Potem jeszcze tylko prysznic i wyczerpani z resztek sił poszliśmy spać. Wrażenia ze szlaku były niesamowite. Trudno jest znaleźć słowa, które opiszą zapierające dech w piersiach panoramy czy wrażenia z przejścia szlakiem obfitującym w klamry, łańcuchy, drabinki, przepaście i urwiska. Trudno nie wspomnieć też o zmaganiach ze swoim strachem oraz o fakcie, że przejście Orlą Percią było marzeniem kilku z nas. Dopełnieniem szczęścia była pogoda, która wręcz nas rozpieszczała ciepłym słoneczkiem i lekkim wiaterkiem.
Dzień ósmy 5.09.2011 r.- poniedziałek
Przedmowa: Nadszedł przed przedostatni dzień obozu a zarazem pierwszy dzień bez magistra Kocierza. Obudziliśmy się ze świadomością, że gdyby nie jego wczorajsze wskazówki to nie wiedzielibyśmy co dziś ze sobą zrobić.
Rano i po południu: po jakże dynamicznym poranku wyruszyliśmy na szlak w składzie: tachimetryczny Wacek, spitownik Czarny, statywowo-lustrowa Ola D., strażnice (pryzmatowe) Madzie H. i Sz., statywowo-lustrowy Rafał P. oraz na samym końcu nawiązaniowa Ola Ć. Po telefonicznej konsultacji z dr Borowcem oraz po tygodniu bezowocnych poszukiwań odnaleźliśmy (mamy nadzieję) nieodkrytą przez nas dotąd Kotlinkę Świnicką. Nie tracąc ani chwili Czarny zastabilizował w mgnieniu oka dwa nowe punkty, tymczasem tachimetryczny Wacek wszystko zmierzył nim Madzia Sz. zdążyła się obudzić śniąc o „rajskim mchu” pod statywem. Z nadmiaru wolnego czasu, albowiem pierwszy raz zakończyliśmy pomiary przed zmrokiem, udaliśmy się do Murowańca na szarlotkę (która ku oburzeniu Wacka nie była tak ciepła jak wczoraj, a przypalony wierzch ciasta był zamaskowany cukrem pudrem :O) .
Wieczór: Pierwszym smutnym akcentem było pożganie Czarnego, który udał się do Krk na praktyki z Geodezji Wyższej, Satelitarnej i Astronomi Geodezyjnej (jakby mu było mało). Żegnany był pod Gawrą przy szumie białych trójwarstwowych chusteczek higienicznych. Kolejnym smutnym akcentem było to, że chleb zakupiony przez Madzię H. i Rafała P. w cywilizacji (sklep Społem – Kuźnice) nie był krojony. Ostatnią smutną wiadomością było to, że musimy wyrównać pomierzoną przez nas osnowę celem ustalenia przybliżonych współrzędnych punktów do skaningu laserowego wiecznej zmarzliny w Kotlinie Świnickiej. Kończymy więc pisanie sprawozdania celem wykonania karkołomnych obliczeń.
Dzień dziewiąty 6.09.2011r. – wtorek
Rano, po południu i wieczór: Po krótkiej nocy spędzonej na próbie wyrównania naszych pomiarów wstaliśmy, by przygotować się na przyjazd długo oczekiwanych gości: dr Borowca, który jest naszym drugim opiekunem oraz Pana Jacka Krawca, dzięki któremu mogliśmy wykonać skaning laserowy. Szczegóły organizacji pomiaru ustaliliśmy przy kawie w towarzystwie zaprzyjaźnionego Pana leśniczego Tomka (gospodarza Gawry). Deszczowa aura za oknem sprzyjała jego górskim opowieściom o niedźwiadkach i wypadkach. Gdy warunki pogodowe zmieniły się na naszą korzyść nasi dzielni chłopcy (w liczbie sztuk dwa) wzięli na swoje barki dwudziestokilogramowy ciężar skanera (to było przytłaczające!) Po krótkiej instrukcji obsługi skanera, pod okiem Pana Jacka i jego asystentki Pani Klaudii rozstawiliśmy sprzęt na kolejnych stanowiskach kierując się w stronę Zielonego Stawu. Dodatkowo za pomocą specjalnego aparatu zamontowanego na skanerze wykonane zostały zdjęcia skanowanego obszaru, które będą później nałożone na uzyskaną chmurę punktów. Wykorzystany przez nas sprzęt to skaner firmy Riegel o zasięgu 600 m. Przez to niestety nie udało nam się zeskanować całości Doliny Gąsienicowej, co planujemy zrealizować podczas kolejnego obozu w Tatrach. Pomiary zakończyliśmy późnym wieczorem. Przy świetle latarek, zważając na ostrzeżenia dr Borowca o grasujących 500-kilogramowych misiach, żwawym krokiem udaliśmy się w stronę naszej chatki. Tam czekał na nas gorący posiłek made by Ola&Ola. Wtedy też zaplanowaliśmy kolejny dzień skaningu. Z myślą o wczesnej pobudce zarządzonej przez dr Borowca w mgnieniu oka położyliśmy się spać.
Dzień dziesiąty 7.09.2011 r.- środa
Rano: zgodnie z powiedzeniem, że w dobrym towarzystwie czas szybko leci nawet nie zorientowaliśmy się że nastał dziesiąty, a zarazem ostatni dzień pomiarów (tacy ludzie, taaaka impreza ;)). Po śniadaniu ruszyła sztafeta 4×10 min w kierunku Zielonego Stawu, której tym razem uczestniczkami były dziewczyny. Budząc podziw w oczach naszych chłopców niemalże truchtem, przy gorącym dopingu pokonywałyśmy kolejne metry szlaku z uśmiechem na ustach i dwudziestoma kilogramami na plecach – tak, wszystko było ustawione pod kamerę Wacka.
Po południu: ten czas upłynął w pełni na skaningu. Najpierw wykonaliśmy powtórnie skanowanie stożka piargowego pod Skrajną Turnią nad Zielonym Stawem ze stanowisk 104, 102 i jednego założonego tymczasowo punktu. Konieczne było też wykonanie powtórnych zdjęć tej formy, ponieważ te wykonane dzień wcześniej były zbyt ciemne. Po skaningu nad Stawem i wspólnej pamiątkowej fotce podzieliśmy się na dwie ekipy. Pierwsza w składzie Madzia Sz., Wacek, Rafał P., Pan Jacek i Pani Klaudia kontynuowali skaning doliny, przesuwając się w stronę naszej chatki, skanując na koniec dnia Gawrę, stacje IMGW oraz schronisko Murowaniec. Druga ekipa w składzie dr Borowiec, Ola D., Ola Ć. i Magda H. ruszyła spod Zielonego Stawu w kierunku Kotlinki Świnickiej, by pokazać doktorowi założoną przez nas w tamtym rejonie osnowę (dla celów przyszłych badań w tamtym obszarze i planowanego skaningu terenu, pod którym znajduje się badana przez geologów wieczna zmarzlina). Osnowa została oceniona przez doktora na 5+, co bardzo nas ucieszyło. Przy okazji wizyty w tym rejonie zastabilizowaliśmy nasz ostatni punkt.
Wieczór: po powrocie do Gawry natychmiast uporządkowaliśmy sprzęt, który wraz z Panem Jackiem i Panią Klaudią zjechał do Kuźnic. Wieczorem, gdy było już ciemno zastukali do naszej chatki dwaj zagubieni turyści z Czech. Zajęliśmy się więc ugotowaniem obiadku, który zjedliśmy z naszymi gośćmi. Następnie ochoczo udaliśmy się wszyscy do Murowańca pod prysznic, a po powrocie, ostatniej już wspólnej nocy, snuliśmy polsko-czeskie opowieści o górach i naszym obozie.
Uwaga:Postanowione, zostajemy dwa dni dłużej – nie sposób było odrzucić zaproszenie naszego zaprzyjaźnionego pana leśniczego. Patrząc już z perspektywy zakończonych pomiarów i tym samym nie napiętego grafiku na dzień następny (budzikom śmierć!), nasz wieczór integracyjny przeciągnął się do późnych godzin. Ta noc była krótka, w dobrym towarzystwie nie mogło być inaczej 🙂
Dzień jedenasty 8.09.2011r. – czwartek
Rano i po południu: Poranek dla części z nas był rześki i ciężki. Tak, powietrze w górach ma to do siebie, że jest nieco gęstsze, a co za tym idzie cięższe. Ale co tu dużo mówić, to jest obóz w Tatrach – nie ma lekko. Tego dnia ponieśliśmy kolejne straty w ludziach – trzy dni wcześniej rozstaliśmy się z Łukaszem – tym razem od pocztu dzielnych obozowiczów odłączyła aż 1/3 naszego składu: Ola Ć. i Madzia H. Dziewczyny wstały skoro świt (o, zgrozo!) by pognać do Kuźnic, stamtąd odebrać sprzęt i odwieźć go do aghowskiego instrumentarium. Po pożegnaniu dziewczyn, zniechęceni niezbyt ładną aurą na zewnątrz, szybko wróciliśmy do śpiworków i położyliśmy się, by odespać nieprzespaną noc. Gdy wszyscy się obudziliśmy (około godziny 11), śniadaniem pożegnaliśmy naszych miłych gości z Czech. Cały dzień krzątaliśmy się po domku – czyt. zorganizowana akcja sprzątaniu chatki. Jak na studentów AGH przystało chcieliśmy zostawić po sobie porządek i dobre wrażenie;). Wieczorem, zaprzyjaźniony pan Janusz ze stacji IMGW, opowiedział nam o przyrządach pomiarowych znajdujących się w ogródku meteorologicznym stacji IMGW na Hali Gąsienicowej. Temat o pogodzie był, jak nigdy, ciekawy. Wacław i Rafał pomogli też Panu Januszowi przy zdjęciu kory z drewna, z którego powstanie nowy płot ogródka. Ach ci nasi chłopcy, z nimi jak nie o pogodzie, to na bezludną wyspę – wszędzie ich pełno :).
Wieczór:Wieczorem zostaliśmy zaproszeni do stacji IMGW na herbatkę. Tam poznaliśmy kolejnego fascynującego człowieka – dr Jerzego Mościckiego, przyjaciela dr Borowca, który jest geologiem i pracuje na naszej uczelni. Na Halę przybył ze sprzętem, który służy mu do prowadzonych przez niego w tym rejonie badań geologicznych. Śmiechom i opowieściom przy herbatce nie było końca :D. Ze spotkania w gronie naukowców i miłośników gór wynieśliśmy ogrom wiedzy. Przy tym nie pomijając tej praktycznej, czyli jak skutecznie obronić się przed niedźwiedziem :D.
Dzień dwunasty 9.09.2011 r.- piątek
Epilog: Wybiła godzina zero. Nadszedł czas na pożegnanie się z obozem, Gawrą, górskim klimatem i powrót do codzienności. Pakowanie zaczęliśmy wcześnie rano i skończyliśmy.. późnym popołudniem:). Ostatnie godziny naszego pobytu spędziliśmy w zacnym gronie pracowników naszej uczelni – dr Borowca i dr Mościckiego oraz Tatrzańskiego Parku Narodowego – Pana Tomka i Pana Janusza. Wśród zacnych, drugą połowę stanowiliśmy my – Ola, Magda, Wacek, Rafał – studenci AGH. Całe 50% – niejeden wykładowca wpisał by nas na listę. Mocna herbata i dobre towarzystwo zapaliły w nas chęć powrotu w to miejsce. A opowieści naszych przełożonych i rozmowa tego popołudnia były dla nas wspaniałą lekcją historii i życia, która na długo zostanie w naszej pamięci i z pewnością sprawi, że każdy z nas będzie patrzył na spędzone tu dwa tygodnie nie tylko przez pryzmat wspomnień związanych z obozem naukowym, ale również ludzi i słów, budujących nasze życiowe priorytety i wartości. To już nie obóz, to przygoda życia. Do zobaczenia za rok!
Magdalena Szymańska
Łukasz Czarnecki